Jan Zanibal Jan Zanibal
604
BLOG

Tak, patriotyzm jest obciachowy

Jan Zanibal Jan Zanibal Polityka Obserwuj notkę 2

Wczoraj w Salonie24 ukazał się interesujący wpis Zbigniewa Kaliszuka na temat patriotyzmu (http://zbigniew-kaliszuk.salon24.pl/272535,nie-bojmy-sie-patriotyzmu). Autor dzieli się ze swoimi spostrzeżeniami na temat przejawów przywiązania Amerykanów do swojej ojczyzny i zestawia je z dwoma poglądami na patriotyzm: Tomasza Żmudzkiego, świeżo upieczonego doktora filozofii, twierdzącego na łamach "Gazety Wyborczej", że patriotyzm to rasizm, i papieża Jana Pawła II.

Niestety, ja się boję patriotyzmu i w dzisiejszej rzeczywistości jest dla mnie czymś zupełnie obcym. Dawniej, przed zniesieniem pańszczyzny, naród nie obejmował całego społeczeństwa. Był tylko wąski "naród polityczny", złożony ze stanów panujących - co w wydaniu Rzeczpospolitej Obojga Narodów oznaczało te 10% szlachty. Chłopi żyli w zupełnie innym świecie i, choć mówili po polsku, Polakami się nie czuli. Dla nich Polakami byli mieszkańcy szlacheckich dworków, których nie darzyli zbytnią sympatią. Dali temu wyraz w czasie rabacji galicyjskiej w 1846 roku, a udział chłopów w powstaniach narodowych był śladowy. Jedynie trochę zebrało się pod sztandarem Tadeusza Kościuszki, ale Bartosz Głowacki i reszta walczyli nie o Rzeczpospolitę Obojga Narodów A.D. 1794, lecz o kraj w którym będą obywatelami.

Ja obywatelem nie jestem. Nie mam biernego prawa wyborczego, nie mogę głosować na wybranych przeze mnie kandydatów tylko na jedno z kilku wielkich stronnictw magnackich (Tusk, Sapieha, Kaczyński czy Radziwiłł - który z nich chciał naprawdę poprawić dolę chłopa?), a jeżeli mogę - to ani burmistrz nie może nic zrobić bez radnych, ani prezydent bez posłów i senatorów. Słowem, moje czynne prawo wyborcze jest iluzją. Nie mówię o tym, że nie mam żadnego wpływu na to, czego się będę uczyły moje dzieci, nie mogę w drodze wyborów na urząd prokuratorski wypowiedzieć się na temat stanu bezpieczeństwa. A jako masa też nic nie możemy - popatrzmy na referenda i inicjatywę ustawodawczą. Jestem chłopem pańszczyźnianym.

Naród polityczny jest też dla mnie czymś obcym. W społeczeństwie feudalnym kariera od pucybuta do milionera nie była możliwa. Jedyny taki wypadek to w czasach dawno zamierzchłych, kiedy Siemowit został księciem gnieźnieńskim (podobno plemienia Polan w ogóle nie było, milczą o nich wczesnośredniowieczne źródła łącznie z dokładnym "Geografem Bawarskim"). Liczyło się pochodzenie. Nawet w ramach stanu szlacheckiego ciężko było iść w górę. W najlepszym razie była to kwestia czterech pokoleń, jak u Poniatowskich. Hetman Stefan Czarniecki, który wszedł na szczyt z pozycji średniozamożnego szlachcica, miał wygarnąć Jerzemu Lubomirskiego: "Ja nie z soli, ani z roli, ale z tego, co mnie boli". Rodzina Lubomirskich dorobiła się fortuny m.in. na żupach solnych. Niedawno wydano "Stanisława Herakliusza Lubomirskiego Mowy Sejmowe z 1670 i 1673 roku" (wyd. Kazimierz Przyboś, Kraków: Księgarnia Akademicka 2010) - oczywiście garstka badaczy może je zapamiętale analizować, myśleć, jakie to błyskotliwe i mądre, jak on chciał dobrze, ale S. H. Lubomirski żył, podobnie jak jego przodkowie i potomkowie - jakkolwiek to zabrzmi marksistowsko - z wyzysku biednych chłopów.

Pochodzę z rodziny o tradycjach patriotycznych i to sięgających połowy XIX wieku, ale Polska, o którą walczyli nie istnieje. Ten "naród polityczny", który wytworzył się na gruzach społeczeństwa feudalnego, który w 1918 roku wywalczył niepodległość, który walczył dzielnie z okupantem hitlerowskim i sowieckim nie istnieje. Na jego miejsce przyszedł nowy "naród polityczny". Zaczął się formować w okresie międzywojennym w opozycji do ówczesnej II Rzeczpospolitej i został narzucony przez sowieckich okupantów w 1944 roku. Tak, jak w społeczeństwie feudalnym, to i dzisiaj to genealogia jest kluczem do zrozumienia elit. Tutaj podaję tylko pięć krótkich, chyba powszechnie znanych informacji.

1. Marek Borowski, polityk - syn Wikora vel Arona Bermana, trzykrotnie skazywanego za działalność wymierzoną w suwerenność i niepodległość Polski.

2. Włodzimierz Cimoszewicz, polityk - syn Mariana, pułkownika, odpowiadającego za likwidację "bandy" Bohuna w województwie poznańskim w 1946 roku

3. Konstanty Gebert, polski dziennikarz i publicysta - syn Bolesława, działacza komunistycznego, agenta radzieckiego z okresu międzywojennego, i Krystyny Poznańskiej, chorążego Urzędu Bezpieczeństwa.

4. Danuta Hubner, pierwszy polski komisarz w UE - córka Ryszarda Młynarskiego i wnuczka Józefa Młynarskiego, funkcjonariuszy UB.

5. Adam Michnik, dziennikarz, Kawaler Orderu Orła Białego - syn Ozjasza Szechtera, uczestnika szpiegowskiej akcji NKWD przeciwko II RP, brat Stefana Michnika, stalinowskiego prokuratora.

W tej wyliczance nie chodzi o wytykanie przysłowiowego wręcz "dziadka w Wehrmachcie", o którego służbie wojskowej Donald Tusk nie wiedział, co - jak pisał prof. Paweł Wieczorkiewicz - kompromituje go jako historyka. Dzieci nie odpowiadają za grzechy rodziców, ale w większości przesiąkamy ideami rodzinnego domu, to rodzice przekazują nam system wartości, wpływają na nasze poglądy. Nie są to odosobnione przypadki. Nasz "naród polityczny" ma korzenie w reżimie stalinowskim, ma dziadków i pradziadków, którzy torturowali i mordowali żołnierzy podziemia niepodległościowego.

Nie jestem patriotą, bo po pierwsze nie jestem obywatelem, po drugie gardzę "narodem politycznym". Jestem chłopem pańszczyźnianym. Często w publicystyce porównuje się obecną sytuację Polski do czasów saskich. W kwartalniku "Fronda" była kiedyś taka świetna okładka z premierem stylizowanym na Augusta III i podpisana "Za premiera Tuska jedz, pij i nie drażnij Ruska" (chyba jesienią 2009 nikt nie spodziewał się, że to niedrażnienie będzie tak daleko idące). Gdyby trzymać się tego porównania, i próbować - jak czyni część wyborców - dopatrywać się w PiS partii niepodległościowej, to i tak dla mnie, jako chłopa pańszczyźnianego, jest to zupełnie obojętne, czy wygra Lubomirski, Sapieha bądź Radziwiłł.

Dopóki będę chłopem pańszczyźnianym, moja ojczyzna zamyka się w mojej wiosce, parafii czy powiecie. Ta Polska ma tyle wspólnego z Polską moich przodków, co Cesarstwo Rzymskiego Narodu Niemieckiego z Imperium Rzymskim doby Oktawiana Augusta. Tylko nie wierzę, że pojawi się kolejny Cola di Rienzi, trybun ludowy, który rzuci rękawicę arystokracji. Di Rienzi skończył tragicznie, zamordowany w listopadzie 1354 roku. Arystokracja triumfowała. U nas też triumfuje. Bo ona zawsze wygrywa. Szkoda, że ta nasza ma tak wybitnie parszywe korzenie.

Jedyny, co mogę jako chłop pańszczyźniany, to mogę zamknąć się w swojej prywatnej ojczyźnie, bo ten kraj to nie jest mój kraj, bo ta arystokracja to nie jest moja arystokracja, a ich walki są równie bezsensowne jak przepychanki średniowiecznych feudałów, które nie mały na celu zajęcie kolejnych ziem, zamków, bogactw, ale miały uświadomić chłopom, że tylko pan zamku może zapewnić mu ochronę przed innym panem zamku.

Chłopi pańszczyźniany oczywiście w to wierzyli. I my, współcześni chłopi pańszczyźniani, wierzymy, że Platforma Obywatelska ochroni nas przed zacofanymi, obciachowymi kaczo-faszystami, i wierzymy, że Prawo i Sprawiedliwość to jedyna gwarancja zachowania naszej suwerenności i rozbicia mafijnego kartelu, rządzącego w PRL-bis. Wierzcie w to dalej, ale dopóki będę chłopem pańszczyźnianym nie macie prawa namawiać mnie do patriotyzmu. Nie w tym kraju, nie z tym narodem politycznym. Dla mnie to obciach.

Jan Zanibal
O mnie Jan Zanibal

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka